— Hej, Jimin, nie zbierasz się? — zapytał trener klepiąc chłopaka w ramię. — Jest już dziewiętnasta, trochę nam się przedłużyło, wiem. Chyba nie chcesz jeszcze dłużej zostawać?
— Nie, oczywiście, że nie. Ja jeszcze tylko chwilę odpocznę, ale wy możecie już iść. Spokojnie, zamknę drzwi i klucze zostawię tam gdzie zawsze.
Niewiele straszy od Jimina chłopak zmierzył go czujnym spojrzeniem, po czym westchnął.
—Okej, wierzę Ci, Jimin. — Odwrócił się. — Dzieciaki, idziemy!
Godzina? Dwudziesta druga.
Miejsce pobytu Park Jimina? Sala ćwiczeń, ciągle ta sama.
Oczywiście, tyle czasu on sie spędził na odpoczynku.
Ćwiczył.
Chciał zadośćuczynić tak długą nieobecność na zajęciach, chociaż trener wyrazie powiedział, że nic się nie stało.
Ignorował dobijający się telefon. Najpierw świadomie, mówiąc sobie, że oddzwoni później. Później nieświadomie, przestał zwracać uwagę na wszystko inne.
Był coraz słabszy. Jego ruchy były nadal tak samo precyzyjne, ale bez tej energii, którą zawsze można było zobaczyć w jego tańcu.
Nie pamiętał momentu, w którym upadł. Nie pamiętał momentu, kiedy stracił przytomność. Nie pamiętał momentu, kiedy się ocknął. Nie pamiętał jak długo leżał.
Dopiero na ziemię sprowadził go Yoongi, który mimi, że wiedział, o której Jimin kończył zajęcia, nie chciał wyjść na nadopiekuńczego.
Jednak w końcu musiał iść. Nie potrafił wytrzymać bezczynnie, bez żadnej wiadomości.
I teraz pluł sobie w brodę że ruszył się tak późno.
Na całym piętrze słychać było muzykę, ale światło świeciło się tylko w jednej sali. Od razu tam pobiegł.
Nie musiał przekraczać progu, nie musiał otwierać szklanycn drzwi. Idealnie było przez nie widać drobne ciało Jimina, leżące bez żadnego ruchu na ziemi.
Ruszał się jak w amoku. Dopiero, gdy przyklęknął przy chłopaku, poczuł jak łzy napływają mu do oczu i ręce zaczynają się trząść.
— Hej, Jiminie...
Zawsze był beznadziejny z udzielania pierwszej pomocy, ledwo ją zdał, nie wiedział, co robić. Jedyne, co zrobił to sprawdził puls i oddech. Oddychał, jednak puls był ledwo wyczuwalny.
Dzwoniąc na pogotowie, zastanawiał się, dlaczego nie zrobił tego szybciej. Jegi ruchy były ślamazarne jeszcze bardziej niż zwykle.
— Hej, hyung. — Blondyn chwycił młodszego za rękę i zaczął ją uspokajająco gładzić. — Bardzo Cię polubiłem, hyung — szepnął chłopak, przymykając oczy. — Naprawdę...
— Trzymaj się, Jiminie. Już jadą. Zaraz Ci pomogą.
— Wiesz, ja Cię chyba kocham, hyung...
---------------------
został jeden part
— Nie, oczywiście, że nie. Ja jeszcze tylko chwilę odpocznę, ale wy możecie już iść. Spokojnie, zamknę drzwi i klucze zostawię tam gdzie zawsze.
Niewiele straszy od Jimina chłopak zmierzył go czujnym spojrzeniem, po czym westchnął.
—Okej, wierzę Ci, Jimin. — Odwrócił się. — Dzieciaki, idziemy!
***
Godzina? Dwudziesta druga.
Miejsce pobytu Park Jimina? Sala ćwiczeń, ciągle ta sama.
Oczywiście, tyle czasu on sie spędził na odpoczynku.
Ćwiczył.
Chciał zadośćuczynić tak długą nieobecność na zajęciach, chociaż trener wyrazie powiedział, że nic się nie stało.
Ignorował dobijający się telefon. Najpierw świadomie, mówiąc sobie, że oddzwoni później. Później nieświadomie, przestał zwracać uwagę na wszystko inne.
Był coraz słabszy. Jego ruchy były nadal tak samo precyzyjne, ale bez tej energii, którą zawsze można było zobaczyć w jego tańcu.
Nie pamiętał momentu, w którym upadł. Nie pamiętał momentu, kiedy stracił przytomność. Nie pamiętał momentu, kiedy się ocknął. Nie pamiętał jak długo leżał.
Dopiero na ziemię sprowadził go Yoongi, który mimi, że wiedział, o której Jimin kończył zajęcia, nie chciał wyjść na nadopiekuńczego.
Jednak w końcu musiał iść. Nie potrafił wytrzymać bezczynnie, bez żadnej wiadomości.
I teraz pluł sobie w brodę że ruszył się tak późno.
Na całym piętrze słychać było muzykę, ale światło świeciło się tylko w jednej sali. Od razu tam pobiegł.
Nie musiał przekraczać progu, nie musiał otwierać szklanycn drzwi. Idealnie było przez nie widać drobne ciało Jimina, leżące bez żadnego ruchu na ziemi.
Ruszał się jak w amoku. Dopiero, gdy przyklęknął przy chłopaku, poczuł jak łzy napływają mu do oczu i ręce zaczynają się trząść.
— Hej, Jiminie...
Zawsze był beznadziejny z udzielania pierwszej pomocy, ledwo ją zdał, nie wiedział, co robić. Jedyne, co zrobił to sprawdził puls i oddech. Oddychał, jednak puls był ledwo wyczuwalny.
Dzwoniąc na pogotowie, zastanawiał się, dlaczego nie zrobił tego szybciej. Jegi ruchy były ślamazarne jeszcze bardziej niż zwykle.
— Hej, hyung. — Blondyn chwycił młodszego za rękę i zaczął ją uspokajająco gładzić. — Bardzo Cię polubiłem, hyung — szepnął chłopak, przymykając oczy. — Naprawdę...
— Trzymaj się, Jiminie. Już jadą. Zaraz Ci pomogą.
— Wiesz, ja Cię chyba kocham, hyung...
---------------------
został jeden part
O TAK NIECH ON PRZEŻYJE BO JIN MIAŁ JUŻ BAD END TU MA BYĆ HAPPY END
OdpowiedzUsuń