/na dole informacja, proszę wpaść przeczytać ~\
— Mamo?! — zawołał Jimin wchodząc do domu i widząc w przedpokoju obuwie rodzicielki.
— W kuchni!
— Kiedy wróciłaś? — zapytał chłopak wchodząc do wyżej wymienionego pomieszczenia. — Gdybyś napisała przyszedłbym szybciej.
— Niedawno, skarbie — powiedziała odwracając się w jego stronę. Jednak na widok syna zamarła.
To nie był ten Jimin.
Koszulka, którą miał na sobie, wisiała na nim, odkrywając jego wystające obojczyki. Spodnie trzymały się ja biodrach tylko i wyłącznie za pomocą paska.
Ręce chude jak u trupa, twarz blada jak ściana.
Gdzie się podział jej Jimin z pulchnymi policzkami i wyglądem zdrowego chłopaka?
— Mamo?
— Jimin, Boże. — Kobieta podeszła do niego, łapiąc go za ramiona.
(dlaczego wszyscy łapią mnie za ramiona?)
— Jimin, dziecko, jak Ty wyglądasz? Przecież... Chodź, idziemy do łazienki.
Kobieta chwyciła osłupiałego nastolatka i zaprowadziła do łazienki.
Będąc tak, wyjęła wagę z szafki.
Była zakurzona.
Bałeś się ważyć, Jiminie?
— Wchodź — powiedziała, gdy położyła ją na podłodze. — Jimin, mówię do Ciebie.
Mimo, że zewnętrznie nie było niczego po nim widać, wewnątrznie chłopak toczył zażartą walkę pomiędzy chęcią ucieczki z łazienki i rozpłakaniu się, a wejściu na wagę.
Tak bardzo kusi.
Podniósł głowę i napotkał naglące spojrzenie matki.
Drgnął, po czym przeniósł ciężar swojego ciała na wagę.
56 kilogramów
Przygryzł wargę, żeby się nie rozpłakać.
Ciągle tak wiele.
Jego matka też wyglądała jakby miała zacząć płakać.
(dlaczego, przecież nie mam nawet niedowagi, mamo?)
— Mamo?
— Tak bardzo Cię przepraszam, Jimin...
----------
jak tam rozdział? podoba się?
— Mamo?! — zawołał Jimin wchodząc do domu i widząc w przedpokoju obuwie rodzicielki.
— W kuchni!
— Kiedy wróciłaś? — zapytał chłopak wchodząc do wyżej wymienionego pomieszczenia. — Gdybyś napisała przyszedłbym szybciej.
— Niedawno, skarbie — powiedziała odwracając się w jego stronę. Jednak na widok syna zamarła.
To nie był ten Jimin.
Koszulka, którą miał na sobie, wisiała na nim, odkrywając jego wystające obojczyki. Spodnie trzymały się ja biodrach tylko i wyłącznie za pomocą paska.
Ręce chude jak u trupa, twarz blada jak ściana.
Gdzie się podział jej Jimin z pulchnymi policzkami i wyglądem zdrowego chłopaka?
— Mamo?
— Jimin, Boże. — Kobieta podeszła do niego, łapiąc go za ramiona.
(dlaczego wszyscy łapią mnie za ramiona?)
— Jimin, dziecko, jak Ty wyglądasz? Przecież... Chodź, idziemy do łazienki.
Kobieta chwyciła osłupiałego nastolatka i zaprowadziła do łazienki.
Będąc tak, wyjęła wagę z szafki.
Była zakurzona.
Bałeś się ważyć, Jiminie?
— Wchodź — powiedziała, gdy położyła ją na podłodze. — Jimin, mówię do Ciebie.
Mimo, że zewnętrznie nie było niczego po nim widać, wewnątrznie chłopak toczył zażartą walkę pomiędzy chęcią ucieczki z łazienki i rozpłakaniu się, a wejściu na wagę.
Tak bardzo kusi.
Podniósł głowę i napotkał naglące spojrzenie matki.
Drgnął, po czym przeniósł ciężar swojego ciała na wagę.
56 kilogramów
Przygryzł wargę, żeby się nie rozpłakać.
Ciągle tak wiele.
Jego matka też wyglądała jakby miała zacząć płakać.
(dlaczego, przecież nie mam nawet niedowagi, mamo?)
— Mamo?
— Tak bardzo Cię przepraszam, Jimin...
----------
jak tam rozdział? podoba się?
Komentarze
Prześlij komentarz